
10 czerwca odbyło się pierwsze spotkanie towarzyszące konkursowi literackiemu „Szkoła życia”. Gościnią Fundacji na rzecz Wielkich Historii była pisarka i laureatka wielu nagród literackich, Justyna Bargielska.
Rozmowa zaczęła się dość nietypowo, bo od chińskiej filozofii, którą ostatnio, w ramach swojej pracy tłumaczki, zajmuje się Bargielska. Od tego punktu dyskusja między nią, a prezesem fundacji, Maciejem Piwowarczukiem, rozgałęziała się na wiele kierunków.
Pisarka opowiadała o tym czego słucha, co ostatnio ją poruszyło, ale przede wszystkim o „pierwszych razach”, które zapadły jej w pamięć. Ujawniła widzom historię swej pierwszej w życiu (bardzo drobnej) kradzieży i mówiła o przekraczaniu granic i norm społecznych, bez których złamania nie moglibyśmy sobie uświadomić ich znaczenia.
To jest bardzo dziwne, bo dużo życia spędziłam tutaj, w promieniu kilku kilometrów od studia nagraniowego, w którym rozmawiamy – opowiadała Bargielska, opowiadając północno-wschodnich dzielnicach Warszawy, gdzie mieściła się jej własna „Szkoła życia” – Tu się urodziłam, chodziłam do szkoły, pracowałam w sklepie, gdzie marzyłam, by zostać pisarką i wynajęłam pierwsze mieszkanie.
Zapytana przez Piwowarczuka o to, jakie lekcje należy odrobić w okresie dojrzewania, by uniknąć cierpienia w przyszłości, poetka przewrotnie zadała pytanie o to, do kiedy trwa samo dojrzewanie. Gdybym już miała poradzić coś sobie z przeszłości, to pewnie wysyłałabym siebie bardziej do ludzi. Wiem, że to brzmi dość trywialnie, ale kazałabym się sobie wyszaleć. Zrobić jak najwięcej głupich rzeczy, które się robi w młodości – dodała.
Całości rozmowy możecie obejrzeć na naszej stronie FB.